Opowiada Marta: Od samego początku Bartek lubił zaznaczać, że jestem tylko jego, i nawet mi się to podobało. Z czasem jednak zaczął robić uwagi, a potem awantury, gdy miał wrażenie, że podoba mi się ktoś inny – zbyt żywiołowo się przywitałam czy tańczyłam przed jakimś chłopakiem. Tłumaczyłam, że liczy się tylko on. Do niego nie docierało. Obrażał się, nie odzywał przez dwa dni. Na dobre zaniepokoiłam się, gdy zaczął mnie śledzić. Byłam na lunchu z szefem, gejem!, gdy nagle pojawił się przed nami wymachując pięściami, interweniowała obsługa. Potem przepraszał, tłumaczył, że go poniosło. Oczywiście przeglądał mój telefon, kieszenie, torebki, zaglądał do maili, a gdy wyłączałam komputer pytał podejrzliwie, co ukrywam. Że miałam w telefonie zainstalowana opcję lokalizacji, chyba nie muszę dodawać, ale sama się na to zgodziłam, żeby go uspokoić. Tyle że jego nic nie uspokajało. Po trzech latach życie z nim stało się nie do zniesienia, byłam strzępkiem nerwów. Przystojny, zdolny, dobry chłopak, ale nie do życia.
Alina: W Janku byłam zakochana do szaleństwa. Najpiękniejszy okaz w naszym dziale, wszystkim dziewczynom się podobał. Zapewniał mnie, że tylko ja się liczę, ale zawsze czułam, że coś jest nie tak. A to znalazłam użyty jako zakładka w książce rachunek z kawiarni na dwie kawy, a to słyszałam jak rozbawiony rozmawia z kimś zamknięty w łazience. Miałam poczucie, że wymyka mi się z rąk, że mnie oszukuje. Paliło mnie to. Na początku związku, gdy płakałam, że mnie zdradza, że nie kocha, obejmował i uspokajał. Z czasem zaczął się złościć, co dla mnie było znakiem, że napięcie między nami słabnie. Bywało, że płakałam całą noc, miałam cały zepsuty dzień, wyobrażając sobie, że ma wynajętą kawalerkę na mieście, jak mój znajomy, że na wyjazdy służbowe jeździ z kimś. Wracając wcześniej do domu zamierałam, czy nie zaskoczę go z kimś w łóżku. Przyglądałam się jego bieliźnie przed wrzuceniem do pralki. Z walącym sercem sprawdzałam jego SMS-y, czaty na WhatsAppe, robiłam swoim telefonem zdjęcia połączeń. Z tyłu głowy miałam lęk, że ma drugie życie i skrzętnie je ukrywa. Mąż znajomej miał tajny telefon do rozmów z kochanką, może on też taki ma? Kiedyś w nocy przyszedł do niego SMS, potem kolejny, widziałam po błysku na jego wyświetlaczu. Nie mogłam spać, wyobrażając sobie, co tam było napisane. Rano nie wytrzymałam, wyrwałam mu telefon. Tych SMS-ów nie było. Krzyczał, że jestem wariatką, że tak się nie da żyć.
Czym jest zazdrość
Zazdrość to ścisk w sercu, że nasza relacja jest zagrożona. Że partner – może to być też przyjaciel, mama, nauczyciel – tworzy z kimś innym lepszą relację niż z nami. Jak pisze psycholog Robert L. Leahy w książce „Lekarstwo na zazdrość”, uczucie to może wywoływać wściekłość, lęk, smutek, ale i ekscytację, i wszystko to dzieje się razem. Niewielka dawka zazdrości jest naturalną składową relacji międzyludzkich. Sprawia, że chcemy być dla kogoś atrakcyjni, fajni, seksowni, interesujemy się kimś, zabiegamy o stworzony związek. Gdy jednak zaczynamy cierpieć lub budzić cierpienie z powodu zazdrości, to znaczy, że zdrowa granica jej „stężenia” została przekroczona.
Skąd się bierze zazdrość
Naukowcy wyodrębnili 6 podstawowych źródeł pojawiania się zazdrości:
Co budzi największą zazdrość? Jak pisze psycholog ewolucyjny David M. Buss, to zależy od płci. Kobiety bardziej dotyka niewierność emocjonalna – to że ich partner/partnerka mogli by być w relacji uczuciowej z kimś innym, że mogliby mieć długotrwały romans. Wynika to z uwarunkowań ewolucyjnych. Żeby kobieta mogła wydać na świat dziecko, a potem jeszcze je wychować, potrzebuje co najmniej kilku lat stabilnej opieki. Ważna jest dla niej pewność, że partner jej zaraz nie opuści. Z kolei mężczyzn bardziej boli zdrada fizyczna, bo – znów kłania się ewolucja – w jej następstwie mogliby wychowywać nie swoje potomstwo, czyli traciliby czas i środki na inwestowanie w cudze geny.
Aby zrozumieć co jest pożywką zazdrości, warto jeszcze przyjrzeć się kluczowym przekonaniom, jakie mają osoby zazdrosne:
– jestem wyjątkowa/y, zasługuję na szczególne traktowanie
– (odwrotnie) nie można mnie kochać, nie zasługuję na to, coś ze mną nie tak
– jestem nudna/y, nieciekawa/y, męcząca/y
– jestem atrakcyjna/y tylko na początku, z czasem każdy się na mnie pozna
– mężczyznom/kobietom nie można ufać
– prędzej czy później każdy mnie zostawia
– nie mam szans na szczęśliwy związek.
Jak sobie poradzić z zazdrością
Jeśli ten „zielonooki potwór”, jak opisał ją Szekspir, to zwierzę, którym stajemy się sami, pierwszym krokiem do jego ujarzmienia jest uświadomienie sobie jak jest niszczący, że częściej popycha do zdrady, niż przed nią chroni. I warto pogrzebać w sobie, czemu się w nas budzi. A potem za niego się wziąć. Co robić konkretnie?
Zaczynamy od ustalenia ze sobą, jaki tworzymy związek. Jest OK? On/ona kocha, dzwoni, wspiera? Szukamy pozytywów relacji, ale trzymamy się faktów, nie domysłów.
Krok kolejny: umawiamy się ze sobą, że przez tydzień powstrzymamy się od zazdrosnych zachowań. Żadnego wypytywania, kontrolowania, dzwonienia. Jeśli pojawi się silna potrzeba, np. sprawdzenia jego/jej e-maili, przetrzymajmy ją o godzinę, dwie, dzień, a potem kolejny – z czasem ciągoty słabną. Dobrym pomysłem jest umówienie się partnerem, że zmieni hasła do telefonu i komputera, żeby poczuć, że naprawdę są poza naszym zasięgiem. I niech przez pewien czas on/ona nie spowiada się ze swoich działań. Można też sobie kontrolnie wyobrazić, co by się stało, gdyby rzeczywiście prawdą były nasze najgorsze obawy. Czy świat by się zawalił? Co byśmy zrobili? A jeśli zdarza nam się wpadanie w szał, warto umówić się na zdanie-hasło z partnerem: „Przyjdę do ciebie, jak się uspokoisz”. W ochłonięciu pomaga zamknięcie się w łazience, obmycie twarzy zimną wodą. Drobiazg, a działa.
Żeby „odwyk” się udał, warto jednak nie tylko osłabiać zagrożenie, ale też wzmacniać siebie. Może czas na swoje hobby, bieganie, wychodzenie ze znajomymi, kurs języka, jogę, wyjazdy z koleżankami/kolegami w góry? Bez czekania na jego/jej telefon. Dobrze jednak mieć wsparcie ukochanego/ej – żeby co jakiś czas sam z siebie mówił/a czy dzwonił/a, że kocha. Pomocne jest ćwiczenie uważności – uczenie się, że myśli i emocje to tylko… myśli i emocje. I warto powtarzać sobie, że zazdrość jest czymś normalnym, nie ma co się jej wstydzić. Owszem, jest trudnym doświadczeniem. Można używać tzw. radykalnej akceptacji, czyli poczucia „tak, jest mi ciężko”, i uczyć się jego przyjmowania.
Jeśli problem nas przerasta, zazdrość naprawdę jest chorobliwa, czas skorzystać z pomocy specjalisty. U źródeł problemu często są zaburzenia, które jednak stosunkowo łatwo wyleczyć. Przydatna może być farmakoterapia, ale i psychoterapia, bo zniwelować trzeba źródło problemu (lęk, frustrację, agresję), ale też musimy nauczyć się postępować według zdrowych mechanizmów relacji.
Co robić z niezdrową zazdrością ukochanego?
Większość zazdrośników podświadomie oczekuje, że partner/ka naprawi ich deficyty czy problemy, które dla nich są przeszkodami w drodze do szczęśliwego życia. Że jak dziewczyna przestanie się spotykać ze znajomymi, kusić innych, nosić dekolty, to jej druga połówka będzie spokojna. Tak się nigdy nie stanie. Zazdrość jest nienasycona: nie się ukoić. Nawet najbardziej starająca się osoba zawsze będzie obarczana winą, że zachowuje się nie tak.
Zazdrosnego partnera/ki nie naprawimy jednak sami, musi sam/a tego chcieć. Można pomóc mu/jej panować nad tym „ściskiem serca”, zapewniać o szczerości uczuć i wierności, nagradzać za wstrzymywanie się od zazdrosnych zachowań. Wspierać w pracy nad sobą. Byle tylko taki wysiłek został podjęty. Praktyka pokazuje bowiem, że nierobienie nic z nadmierną zazdrością pozwala się jej rozrastać, co z czasem staje się problemem. Bywa, że dramatycznym. Zawsze niszczącym, rozsadzającym relację.