Jeszcze niedawno winę można było zrzucić na budowę mózgu – kobiety i mężczyźni mają je nieco inne. Dzisiejsza nauka mówi jednak: hola, biologia to nie wszystko. Jest jeszcze jeden arcyważny czynnik.
Ten czynnik to wychowanie. Kultura, socjalizowanie – czyli formowanie według dwóch odrębnych wzorów, przez które stajemy się inni, inne rzeczy są dla nas ważne i oczywiste.
Zobaczmy to na przykładzie: jest piaskownica, w niej dwoje dwulatków, dziewczynka i chłopiec. Obydwoje płaczą. Podbiegają do nich mamy. Co robi mama zalewającej się łzami dziewczynki? Pociesza ją, przytula, mówi: „Już dobrze (kupię ci taką łopatkę)”. Co robi mama rozpaczającego chłopca? Również go pociesza, przytula, mówi: „Już dobrze”, ale zaraz dodaje: „…i już nie płacz, musisz być dzielny, chłopcy się nie mazgają”. Gdy po latach ta dziewczynka, już jako kobieta, spotka tego chłopca – już dorosłego mężczyznę – i zacznie płakać, pomna, że to działa, pewnie będzie spodziewała się jego utulenia. I poczuje się rozczarowana i zła, gdy on na łzy zareaguje ze zniecierpliwieniem. Jak na mazgajstwo, coś niewłaściwego, co należy natychmiast zakończyć.
Mężczyźni są z Marsa, a kobiety z Wenus – czyli natura
Jeszcze niedawno za tak inne reakcje (na płacz, na znaczenie słów „nie” czy „będę za chwilkę”) obwinialiśmy wyłącznie biologiczne różnice między płciami. Brawurowo opisał je (40 lat temu!) John Grey w książce „Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus”, a także Anne Moir i Davied Jessel (30 lat temu) w hicie „Płeć mózgu”. Teza obu prac brzmi tak: niełatwo nam się dogadać, bo reprezentujemy dwa odległe światy. Nasze mózgi są inaczej zbudowane, zmapowane i usieciowione, inne mamy w związku z tym możliwości i potrzeby. Można było odetchnąć z ulgą: czyli to problem poza nami, taki, na który nie mamy wpływu. Żeby się dogadać, musimy sobie robić ściągi z obcego języka (damskiego lub męskiego), każdy gest tłumaczyć niczym sen w senniku: „On umył mój samochód, co to może znaczyć… Już sprawdzam. O, że mnie kocha”.
Rzeczywiście jesteśmy inni na poziomie biologii. Różnice między płciami polegają na odmiennej anatomii (co widać), innej gospodarce hormonalnej (co czuć) oraz na różnicach, które można zauważyć w budowie mózgu (co słychać). W skrócie można opisać je tak: lewa półkula odpowiada za zdolności werbalne, takie jak mówienie, czytanie, pisanie, prawa – za wyobraźnię przestrzenną. Statystyczna kobieta zwykle ma więcej połączeń między półkulami, przez co podział funkcji między nimi nie jest tak wyraźny. Mózg przeciętnego mężczyzny, jak pokazują badania, jest bardziej wyspecjalizowany – lewa jego półkula niemal wyłącznie odpowiada za funkcje językowe, a prawa wyłącznie za przestrzenne. Oznacza to, że podczas aktywności werbalnej kobiety używają obu półkul, mężczyźni jednej. Stąd bierze się przypisywana kobietom lepsza sprawność językowa i niezłe czytanie emocji innych, a u panów większe umiejętności wzrokowo-przestrzenne.
Do niedawna właśnie powyższe różnice – na poziomie budowy mózgu – były wymieniane jako te, które wykopują dół między płciami i utrudniają dogadywanie się. Dziś jednak coraz więcej mówi się, że niedocenionym chochlikiem, który nam miesza języki, jest wychowanie.
Mężczyźni mają być z Marsa, kobiety mają być z Wenus – czyli kultura
Trudno nie zgodzić się z tym, że do kształtowania kobiet i mężczyzn używa się różnych foremek. Nawet do tworzenia ich języka – różne style komunikacyjne kobiet i mężczyzn to jeden z elementów kulturowego konstruowania kobiecości i męskości – tzw. prawdziwych/typowych kobiet i prawdziwych/typowych mężczyzn. Według tego modelu mamy społecznie tolerowany emocjonalny język kobiet (okrzyki „cudownie”, „bosko”, te wszystkie „uff”, „ojej!”) – w przypadku mężczyzn taka egzaltacja byłaby źle widziana. Kobietom przypisuje się też wypowiadanie większej ilości słów i skłonność do plotkowania, przyjmuje się też, że nam trudniej mówić rzeczy przykre, niemiłe. Owszem, tak jest, zgadzają się badacze – ale dlatego, że kobiety tak zostały wychowane. Każdego dnia w tym stereotypie umacniają nas reklamy. Do kobiet mówią językiem emocji: „kup to, bo magia, szał, emocje, ogród przyjemności”, do mężczyzn językiem racjonalności: „kup, bo niższa cena, nowa technologia”.
Weźmy pod lupę zagadnienie tzw. haptyki, czyli komunikacji związanej z dotykiem. Chyba każdy z nas zauważa, że zachowania haptyczne są lepiej tolerowane między kobietami niż między mężczyznami. Wyobraźmy sobie: ławka w parku, dwie kobiety obejmują się, opierają się o siebie plecami lub układają sobie nawzajem włosy. A teraz w ich miejsce wstawmy mężczyzn – odbiór relacji zmienia się, czyż nie? Bo patrzymy przez filtr kultury, który inny jest dla kobiet, a inny dla mężczyzn. Ta socjalizacja trwa od dziecka – chłopcy są rzadziej przytulani niż dziewczynki, krócej, i wcześniej rodzice zaprzestają okazywania im czułości.
Zejdźmy na ziemię, czyli jak się dogadać
W efekcie nakładów natury i kultury mamy dwa obozy. W jednym kolory mogą składać się z odcieni (chiński róż, pudrowy róż, lilaróż, blady róż, róż, fuksja, amarant…) w drugim jest przyzwolenie na ich obśmiewanie („róż to róż”). W każdym obozie, jak w zamkniętym terrarium, kłębią się inne skojarzenia, inne desygnaty ukrywają się pod słowami, co innego jest ważne i dające przyjemność. W każdym jest coś niezrozumiałego, a więc wkurzającego dla drugiej strony. Jak się dogadać? Tradycjonaliści mówią: „Trud uczenia się siebie nawzajem to uroda życia, poza tym przeciwieństwa nas przyciągają. Tak było zawsze i ma być dalej, kropka”. Nurt postępowy mówi: „Ujednolićmy wychowanie, niech lalkami i wiertarkami bawią się wszystkie dzieci. Stosujmy wobec nich takie same standardy, to będą ich potem używać wobec siebie w dorosłości”.
Może? Jak jednak dogadywać się tu i teraz? W internecie jest sporo bryków, w stylu: „1. Mów konkretnie, zwięźle. 2. Pytaj, zamiast czytać w myślach partnera. 3. Komunikuj wyraźnie, czego oczekujesz…”. Korzystanie z nich jest niegłupie, acz doraźne, jak wrzucanie fraz w tłumacza Google. Pozostaje mieć jednak nadzieję, że proces rozumienia się nawzajem nieodwołalnie się zaczął – skoro już wiemy, gdzie bije źródło nieporozumień?