Ludzkość od zawsze szukała sposobów, żeby cielesnym igraszkom jeszcze dodać żaru. Cudownie pomocne okazywało się jedzenie. W końcu nie od dziś mówi się „przez żołądek do serca” (i innych organów). Pieszczota ust, warg, języka i kubków smakowych jest bowiem niezłym preludium dobrego seksu. Od stuleci więc sięgano po owoce, warzywa i przyprawy – szczególnie takie, które samym wyglądem budziły erotyczne skojarzenia. Na liście afrodyzjaków od zawsze więc znajdowały się ostrygi i szparagi, ale też twarde kłącza imbiru, miękkie, pokryte meszkiem brzoskwinie i morele, czy pęknięte daktyle, z kusząco wpół ukrytą, wpół wystającą pestką. Większość tych afrodyzjaków najsilniej oczywiście działało w epokach, w których widok narządów płciowych nie był tak pospolity jak dziś, stąd sama aluzja do nich zwiększała erotyczne napięcie. Okazuje się jednak, że sporo z nich i współcześnie potrafi podnieść temperaturę w sypialni, bo – poza wywoływaniem seksualnych skojarzeń – ma składniki, które działają pobudzająco. Powodują na przykład napływ krwi do tkanki gąbczastej w ciałach jamistych penisa, poprawiają ukrwienie łechtaczki, ale też nasilają aktywność neuroprzekaźników, odpowiedzialnych za romantyczny nastrój i zwiększających ochotę na miłosny sparing.
Najlepiej działają te produkty, które pieszczą jak najwięcej zmysłów: wzrok, smak, węch i dotyk. Nie, nie działają na klik: jeden kęs, i erekcja gotowa. Ale – i to warto sprawdzić – umiejętnie podane potrafią rozpalić seksualny piec i znacznie wydłużyć jego grzanie. Oto lista najsilniejszych afrodyzjaków.
W średniowieczu stosowany był jako składnik magicznych mikstur, mających wywołać lub potęgować zakochanie. Dziś już wiadomo, skąd ta jego sława: zawarty w lubczyku kwas walerianowy, kwas octowy, a także kumaryny i żywice mają właściwości usprawniające ukrwienie, i to nie tylko narządów płciowych, ale też mózgu. Dodatek lubczyku pobudza też apetyt (nie tylko na jedzenie). Poprawia też wygląd zewnętrznych warstw skóry, dzięki czemu ma opinię przyprawy upiększającej.
Ale i inne owoce morza są bogate w fosfor, magnez i cynk, przez co mają wpływ na metabolizm testosteronu. A jest to hormon, którego odpowiedni poziom u mężczyzn (i kobiet!) ma wpływ na łatwość osiągnięcia podniecenia i długość trwania miłosnego aktu. Cynk z kolei jest ważny dla odpowiedniej pracy układu krążenia (oraz odporności) i lepiej pamietać o jego suplementacji w okresie wzmożonej aktywności seksualnej, bo – uwaga – spore ilości cynku panowie wytracają wraz z ejakulatem.
Są cennym dodatkiem miłosnej kolacji także za sprawą bogactwa cynku (patrz: punkt wyżej), ale i magnezu, dzięki czemu pomagają zmniejszać też napięcie nerwowe i redukować stres.
Gdyby afrodyzjaki miały logo, na bank byłby w nim ten wytworny trunek. Nie tylko z powodu kulturowych skojarzeń z luksusem. Jego picie stymuluje mózg do wydzielania endorfin, przyspiesza bicie serca i rozszerza źrenice (co jest jednym ze znamion podniecenia). Szampan, jak zresztą większość białych win, jest bowiem bogaty w potas, wapń, magnez i siarkę. A dzięki obecności bąbelków wchłanianie tych minerałów (jak i alkoholu) jest znacznie łatwiejsze. Dlatego właśnie przez pokolenia stosowany był nawet jako środek antydepresyjny – wyjątkowo szybko poprawia nastrój i ośmiela do działania. Jak mawiała Madame de Pompadour: „Szampan jest jedynym winem, po wypiciu którego kobieta pozostaje piękną”. I choć uchodzi za najmniej kaloryczny trunek, warto pamiętać, że właściwości podniecające szampana działają tylko do dwóch kieliszków. Po przekroczeniu bezpiecznej ilości – jak w przypadku każdego alkoholu – daje efekt odwrotny od oczekiwanego. Pojawia się ociężałość, zmęczenie i senność, co jest zabójcze nawet dla najbardziej obiecującego tête-à-tête.
Brzmi podobnie do „ożeń się”, ale nie na tym polega jego power. Żeń-szeń to jeden z najbardziej znanych i uznanych afrodyzjaków na świecie. Za najcenniejszą uchodzi koreańska odmiana korzenia, szczególnie bogata w ginsenozydy, które są nawet składnikiem leków na zaburzenia erekcji. Ginsenozydy zwiększają uwalnianie się w organizmie tlenku azotu, który wspomaga rozkurcz naczyń krwionośnych co powoduje napływ krwi do penisa. Usprawniają też ukrwienie żeńskich narządów płciowych.
Tabliczka mlecznej zawiera aminokwasy, które pobudzają produkcję serotoniny, hormonu rozkoszy, przez co jej jedzenie poprawia nastrój i zwiększa ochotę na przyjemności. A każda czekolada jest bogatym źródłem fenyloalaniny, składnika, który w pakiecie cech ma także zwiększanie popędu seksualnego. Żeby jednak aktywować ten związek, potrzebna jest obecność witaminy C – stąd popularność w erotyce duetu czekolada & wiśnie, czy czekolada & truskawki, które są dodatkowo bogate w selen i cynk.
Ma wygląd rasowego gadżetu erotycznego, a do tego jego popularne zjadanie jest gotowym przepisem na grę wstępną. Warto jednak potraktować go jako poważny afrodyzjak, a to za sprawą bogactwa potasu oraz witaminy B, ale też bromeliny, enzymu, który zwiększa produkcję testosteronu.
Nazywany jest nawet grecką viagrą. Wszystko dzięki zawartości naturalnego przeciwutleniacza, likopenu (poprawia krążenie krwi), ale przede wszystkim cytruliny, która ma silne właściwości rozszerzające naczynia krwionośne i uchodzi – to dobra wiadomość – za silny składnik zapobiegający problemom z erekcją. Gorsza wiadomość jest taka, że najwięcej cytruliny zawiera skórka arbuza. Można ją jednak podawać zmiksowaną w koktajlach, albo duszoną, jako np. składnik chutneya.
Stanowią bogate źródło fitoestrogenów, które wykazują właściwości podobne do estrogenów, stąd poprawiają witalność pań, także dojrzałych. Zawarta w szparagach histamina poprawia ukrwienie narządów płciowych, a asparagina wzmaga popęd i pożądanie. Podawanie szparagów na randkową kolację ma też wymiar praktyczny: szybko sycą, a są lekkostrawne, i ich trawienie nie odbiera energii na późniejsze igraszki.
Ostry smak papryczki to zasługa kapsaicyny, związku, który rozgrzewa i poprawia krążenie krwi, przez co potęguje doznania seksualne, a przy okazji odpala w mózgu endorfiny, odpowiedzialne za rozluźnienie i dobry nastrój. Warto jeść ją z oliwą, bo obecność dobrego tłuszczu zwiększa przyswajanie dobroczynnych składników przyprawy.
Jego dodatek także wpływa na lepsze ukrwienie narządów płciowych, szczególnie męskich. Rozszerza naczynia krwionośne i umożliwia swobodny napływ krwi do ciał jamistych prącia, co pozwala na osiągnięcie odpowiedniej sztywności członka i erekcję. Imbir wzmaga również produkcję męskich hormonów i plemników, a także przyspieszające tętno, przez co wywołuje reakcję podobną do tej towarzyszącej seksualnemu podnieceniu. Cenne właściwości imbiru podnosi dodatek aromatycznych przypraw takich jak cynamon, anyż, goździki czy kardamon.
Za doskonały afrodyzjak uważali ją już Aztekowie, bo ma działanie rozluźniające, pobudzające, a dzięki fitoferomonom także uszczęśliwiające. Już samo wąchanie wanilii dobrze wpływa na krążenie i zmniejsza kłopoty z erekcją.
Zawiera m.in. argininę, aminokwas zwiększający przepływ krwi do narządów płciowych, i to tak sprawnie, że bywa nazywany naturalną viagrą dla obu płci. Zawiera androsteron i androstenol. Jest też bogatym źródłem cynku, potasu i asparaginy wzmagających popęd i pożądanie.
Nie jest klasycznym afrodyzjakiem, choć mógłby za niego uchodzić. Ze względu na bogactwo mikroelementów (manganu, tiaminy, witaminy B6, witaminy C) dodaje energii i zapobiega pojawianiu się uczucia senności. I ma jeszcze jedną szczególną właściwość, cenną w łóżku: już wypicie szklanki jego soku (na kilka godzin przed randką) poprawia smak i zapach spermy oraz kobiecego śluzu. Sok z ananasa zmienia nawet zapach potu – który zwłaszcza u osób jedzących dużo wieprzowiny – potrafi być ostry i nieprzyjemny, co może odbierać ochotę na zbliżenie.
Co ciekawe, za świetne, choć ryzykowne, afrodyzjaki uchodzą też:
Sproszkowana kora afrykańskiego drzewa, bogata w alkaloidy, które przyśpieszają wzwód i ułatwiają wytrysk nasienia. Wpływają też na część mózgu odpowiadającą za odczuwanie doznań seksualnych. Żeby jednak odnieść korzyść ze stosowania johimbiny zaleca się stosowanie jej codziennie (ale nie dłużej niż przez 2-3 tygodnie) i ok. godziny przed zdjęciem z siebie ostatniej części garderoby. Uwaga: jej stosowanie lepiej skonsultować z lekarzem, bo w większych dawkach wywołuje halucynacje i może zaburzać pracę serca.
oraz:
Jest to jedna z najdroższych potraw świata, znana w kuchni chińskiej. Tak naprawdę zupę przyrządza się z gniazd nie jaskółek, a salangan, z rodziny jerzykowatych, których siedziby są bogate w białko pochodzące ze śliny tych ptaków. W tradycyjnej kuchni Azji uważa się, że nawet niewielkie ilości jaskółczego gniazda podnoszą libido i wydłużają trwanie miłosnego aktu. Nie brak jednak głosów, że podniecająca jest głównie cena zupy – za kilogram ptasiego gniazda płaci się nawet 1200 dolarów.