Zastrzyki z toksyny botulinowej (nazywane botoksem, od handlowej nazwy produktu) słusznie zyskały sławę najlepszego przyjaciela zapracowanych trzydziestolatek. Wymyśliło je pół wieku temu dwóch amerykańskich badaczy, Alan Scott i Edward Schantz, pracujący w laboratoriach San Francisco nad nieoperacyjnym leczeniem zeza. W trakcie eksperymentów zauważyli, że zastrzyki korygujące pracę mięśni oka przy okazji wygładzają kurze łapki. Tak zaczęła się wielka kariera produktu.
Co robi botoks (niedobrego)
To, czym botoks zaskarbił sobie miłość mas (bądźmy szczerzy: nie tylko kobiet), to zdolność takiego unieruchamiania twarzy, że przestaje się marszczyć. A z gnieceniem się skóry jest jak ze składaniem kartki papieru: im rzadziej jej używamy, tym jest w lepszym stanie. Paraliżując daną partię twarzy wstrzymujemy więc pogłębianie się bruzd czy zmarszczek. Poza tym – tak jest np. w przypadku ostrzyknięcie czoła – „zamrażając” je, oduczamy się nawyku jego marszczenia. Same plusy?
Kłopoty z botoksem są dwa.
Pierwszy jest taki, że jest świetny dla kobiet w wieku 30, 40 lat. Dla starszych będzie niebezpieczny. Owszem, unieruchomi mięsień, ale skóra na nim, jako że często jest już luźniejsza, może zacząć opadać. Zamiast gładkiego będziemy więc mieć osunięte czoło, co – proszę wierzyć – nie wygląda dobrze. I to przez pół roku. Inaczej niż z kwasem hialuronowym, botoks nie ma swojego cudownego „cmd + z”, nie da się go niczym rozpuścić*.
Drugi kłopot jest taki, że botoks podany niewłaściwie zmienia rysy twarzy. Sama tego zaznałam: przemiły pan doktor, właściciel kliniki (!), który miał wpuścić mi odrobinę toksyny botulinowej w okolice oczu, podał mi jej – z sympatii, jak wolę myśleć – chyba całą fiolkę. W efekcie górna część twarzy była jak zamurowana i podczas uśmiechania się policzki zamiast jak dotąd podnosić się do góry, nienaturalnie rozchodziły się na boki. Że majstrowałam przy twarzy widziały nawet osoby, które spotykały mnie po raz pierwszy. Trudno przecież chodzić z maską na oczach – bo botoks wstrzykuje się okolice czoła i przy skroniach, mówienie o kimś z wielkimi ustami, że jest „nabotoksowany”, to nieporozumienie. Przez kilka kolejnych miesięcy wstydziłam się więc za własną próżność. Nie polecam uczucia. A i tak historia wydarzyła się lata temu, zanim jeszcze nastał kult metod naturalnych.
Naturalne metody lepsze niż botoks
Dziś, w dobie świadomości ekologicznej paraliżowanie mięśni traci na atrakcyjności. Coraz większe zainteresowanie budzą zaś sposoby naturalnego i bezpiecznego rozprawiania się z przemijaniem. Szczególnie wysoko cenione są zabiegi oparte na masażu i akupunkturze.
Masaż twarzy
To jak się będzie układała skóra, a także czy będzie dobrze odżywiona i elastyczna, zależy przecież od kondycji mięśni twarzy. Coraz powszechniejsze staje się więc dbanie właśnie o nie – stąd rosnącą popularność zyskuje mocny masaż głębokich tkanek. W Polsce popularnością cieszą się japoński lifting, masaż kobido czy masaż kassaji. Terapie te różnią się głównie intensywnością nacisku i techniką. Każdy jednak nazywany jest „naturalnym botoksem”, a nawet „liftingiem 3D”. Przeprowadza się je palcami, ale też kamieniami gua sha czy kamieniami wulkanicznymi (ich się używa w przypadku masażu kassaji), bo są ciepłe w dotyku – przed zabiegiem kładzie się je na klatce piersiowej masowanego, by nabrały temperatury jego ciała.
Co robi mocny masaż twarzy? Dzięki uciskaniu punktów refleksologicznych poprawia przepływ energii i rozluźnia mięśnie odpowiadające za widoczność zmarszczek mimicznych. Intensyfikuje naturalne procesy regeneracyjne, bo odnowa zachodzi na poziomie komórkowym – skóra wytwarza więcej nowego kolagenu i elastyny, co przywraca jej młodzieńczą gęstość i jędrność, usprawnia się też metabolizm, a organizm oczyszcza się z toksyn. Każdy ze wspomnianych masaży także drenuje, poprawia krążenie limfy i ukrwienie skóry, co pozwala na lepsze jej odżywienie i dotlenienie, a to pozwala niwelować obrzęki i opuchnięcia, np. pod oczami.
Akupunktura kosmetyczna
Uciskanie, „trenowanie” mięśni twarzy to nie jedyny sposób na ich pobudzanie do regeneracji. Efekty odmładzające dają zabiegi akupunktury, czyli nakłuwania skóry. Co ciekawe, ta technika stosowana jest nawet w neurologii – leczy się nią stany po porażeniu nerwów, wylewach czy udarach (co tylko pokazuje, jaką ma siłę działania). Akupunktura opiera się na założeniu, że w ciele istnieją punkty, których poruszenie działa na kondycję organizmu. Na twarzy takich punktów mamy ok. 100, nieformalnie noszą nazwę „punktów piękności”. Do ich nakłuwania używa się różnej wielkości igieł, w zależności od potrzeb skóry, jej wieku i stanu. Już jeden zabieg zdejmuje napięcie z twarzy, dzięki czemu spłycają się nawet głębokie bruzdy. Żeby jednak efekt utrzymywał się dłużej, zaleca się korzystanie z serii zabiegów. Dla kobiet po czterdziestce idealne jest tzw. namiotowanie, czyli wbijanie igieł nie prosto, a pod kątem. Do tej techniki wybiera się narzędzia cięższe, pod których ciężarem unosi się naskórek, tworzy stany zapalne, a więc i uruchamiają się procesy gojenia, które przyspieszają regenerację skóry. W efekcie mięśnie twarzy są ożywione, a tkanki pobudzone do odnowy.
Nowe stare zabiegi
O tym, że metody naturalne przeżywają renesans niech świadczy i to, że jak grzybów po deszczu przybywa nowych terapii, ogłaszających się jako alternatywy dla botoksu. Coraz większą popularność zyskują ćwiczenia jogi twarzy, powstają techniki, oparte na klasycznych, typu Kobido Up czy Facegroovin’, który jest zestawem ćwiczeń i masaży, pobudzających skórę, mięśnie i powięź, ale uwaga: nie tylko w obrębie twarzy, a całego ciała. Jak tłumaczą autorki Facegroovin’, Edyta Maksimowicz oraz Ania i Ula Bieluń (przy okazji twórczynie znanego Ministerstwa Dobrego Mydła) bywa, że źródłem defektu twarzy, np. jej asymetria, jest problem wynikający z przykurczu barku czy pośladka.
Botoks i inne metody. Ile kosztuje
Dobrze wykonana seria masaży czy nakłuć może zastąpić botoks, choć rozluźnia skurczony mięsień, a botoks go paraliżuje. Efekt jest jednak ten sam: rozprostowana, zrelaksowana skóra. Kluczem do sukcesu jest jednak powtarzalność zabiegów. Żeby dały pożądany efekt zaleca się wykonać ich 5-10, zależy od stanu skóry. Koszt jednej wizyty to 200-300 zł. I tu mogą, cali na biało, wkroczyć entuzjaści botoksu: cena ostrzykania jednego miejsca toksyną botulinową wynosi ok. 450 – 700 zł. Czyli za niewiele więcej mamy efekt, który utrzymuje się kilka miesięcy, a i sam zabieg trwa nieporównywanie krócej, bo 5 minut. 1:0 dla botoksu? Nie do końca: masaż twarzy poprawia przy okazji funkcjonowanie organów wewnętrznych, mających wpływ na pracę całego organizmu, nie tylko skóry. Poza tym nieocenioną korzyścią z masażu twarzy jest stan głębokiego relaksu. Efekt uboczny obserwuje się jeden: ból głowy, który może utrzymywać się do ok. 3 godzin po zabiegu, ale – uwaga – jest wynikiem nagłego dotlenienia głowy przez odblokowanie szyi. Może warto spróbować?
*rzeczywiście wpuszczonego w mięsień botoksu nie da się rozpuścić, tak jak jest to możliwe z innym popularnym upiększaczem, czyli kwasem hialuronowym (w tym przypadku podaje się enzym hialuronidazę). Jest jednak tajny sposób i na botoks: żeby rozruszać unieczynniony przez toksynę mięsień można skorzystać z dobrodziejstw… akupunktury. Zwykle potrzebne są dwa-trzy zabiegi u kogoś sprawnie posługującego się igłami i da się znów poruszać czołem.